Miałem w swoim życiu kilka terenówek. Lepsze, gorsze, wszystkie miały swoje plusy i minusy. W kilku zdaniach opowiem Wam o nich.
Zaczęło się wszystko od Jeepa Grand Cherokee drugiej generacji o oznaczeniu WJ z silnikiem benzynowym o pojemności 4.7L w układzie V z 8 cylindrami i mocą 220KM. Co w tym aucie było było najlepsze? Silnik! Silnik który dawał ogromną frajdę już po samym odpaleniu. Był na tyle mocny że czuć było przyśpieszenie, bez problemu wyprzedzało się ciężarówki, co nie jest tak oczywiste, ale o tym dalej. Na plus wyposażenie i komfort w kabinie, kolejne kilometry pokonywało się naprawdę miło.
Minusy? Cała masa! Ze względu na prostą budowę układu kierowniczego prowadził się jak wóz drabiniasty. Niekiedy wcelowanie w drogę stanowiło wyzwanie, zamiast prawa jazdy przydałby się patent sternika. Kolejnym minusem jest ilość miejsca w środku. Z zewnątrz wydaje się że jest to ogromne auto, mało tego, nazwa grand wskazuje na to. Nic bardziej mylnego, miejsca w środku jest bardzo mało, można je porównać do audi a4, a pewnie do audi i tak wejdzie więcej bagaży. Kolejny minus to jego zasięg, niestety ale V8 lubi paliwo.
Kolejnym samochodem była Toyota Land Cruiser J95 z silnikiem 3 litrowym silnikiem diesla o oznaczeni d4d z mocą 175KM. Miało to być lekarstwo na wszystkie bolączki Jeepa. Większy zasięg, lepsze prowadzenie, więcej miejsca w środku. Owszem tak było. Udało się tylko TROCHĘ pojeździć tym autem, w tym przypadku Toyota nie była liderem niezawodności. Po zakupie zaczęło się od maglownicy – standard w tych autach. Na wyjeździe zaczęło siadać turbo, szczęśliwie udało się wrócić do domu. Po wymianie turbiny, gdy myślałem że już wszystko co złe za mną…. padł silnik, najpierw jeden, potem po 3 miesiącach kolejny. Komfort w tym aucie nie występował. Widać było w im poprzednią epokę. Fotele twarde, skrzypiąca deska rozdzielcza. Na plus ilość miejsca w środku oraz zdolności terenowe. Podobno człowiek cieszy się dwa razy, raz gdy kupuje samochód, drugi gdy go sprzedaje, Ja byłem przeszczęśliwy gdy udało się pozbyć Toyoty.
Przyszła pora na leczenie zranionego motoserca. Po wielu różnych pomysłach trafiło na Mitsubishi Pajero 3 generacji. Silnik 3.2 DID, katalogowo miał mieć 170KM, ale chyba jak wiatr dmuchnie w plecy, realnie koni jest koło 140. Z pewnymi obawami podszedłem do tego auta, Internet opisuje wiele awarii układu wtryskowego spowodowanych łuszczącym się bakiem paliwa. Właściciel zapewniał że wszystko zostało już naprawione i wymienione. Wierząc w to pojechałem do Rumunii, jako test. Zdziwiony byłem że udało się pojechać i wrócić bez żadnej, nawet najmniejszej awarii. Z przedstawionych tu samochodów Pajero prowadzi się najlepiej, to zasługa niezależnego zawieszenia z przodu i z tyłu. Problem jest moc silnika, nie pamiętam kiedy ostatni raz jechałem tak wolnym samochodem. Niekiedy wyzwaniem jest sprawne wyprzedzenie TIRa. Pajero jest mostem łączącym zalety Jeepa i Toyoty. Jest duże, wygodne, jak na swoje lata nowoczesne, sprawia przyjemność z jazdy… Gdyby nie ten silnik.
Jakbyś miał możliwość kupna dobrej toyoty, wybrał byś to auto?
raczej nie, toyota strasznie mnie do siebie zraziła. Mój egzemplarz też miał być dobry i zadbany 😉
no to teraz jestem w kropce. Napaliłem się strasznie na to auto, ale chyba poszukam czegoś innego. Dzięki!
Jakbyś miał więcej pytań do pisz śmiało 😉
Co by nie gadać z tej trójki wybrałbym jeepa, ma moc i jest najładniejszy!!!!!
ta no, i mosty z plasteliny 😀
Przydałaby się mocniejsze mosty w jeepie
Trudno się z Tobą nie zgodzić
Jak określisz prawdziwą terenówkę?
Dla mnie terenówka musi mieć reduktor, cała reszta to dodatki, lepsze i gorsze.